„Małe kobietki” – OPINIA BIBLIOTEKARZA
Jest to powieść amerykańskiej pisarki Luisy May Alcott. Po raz pierwszy została wydana w 1868 roku z przeznaczeniem dla dziewcząt. Książka zyskała bardzo dużą popularność i zapoczątkowała nurt realistycznej powieści dla młodzieży. Obecnie jest uważana za dzieło klasyczne, doczekała się nawet kilku ekranizacji, ostatnia z nich weszła do kin w zeszłym roku. Od tamtej pory powieść ta cieszy się powodzeniem wśród kolejnych pokoleń czytelniczek.
To właśnie chęć obejrzenia filmu skłoniła mnie do sięgnięcia wcześniej po tę książkę, która dodatkowo zachęcała bardzo gustownym wydaniem: w ładnej, twardej okładce, z ilustracjami w środku i błękitną wstążeczką do zaznaczania stron.
Akcja powieści umiejscowiona jest w Ameryce lat 60 dziewiętnastego wieku. Rodzina March zamieszkuje domostwo Orchard House. Poznajemy rok z życia czterech nastoletnich sióstr: Meg, Jo, Beth i Amy, z których każda ma zupełnie inny charakter oraz odmienne zainteresowania. Mnie najbardziej do gustu przypadła 15-letnia chłopczyca Jo, która jest bardzo żywiołowa, odważna, mająca wybuchowy temperament oraz wiele śmiałych pomysłów. Siostry oczekują na powrót swojego taty, który walczy w wojnie secesyjnej. Wcześniej chcąc pomóc przyjacielowi popadł w długi, więc rodzina boryka się z problemami finansowymi. Dziewczyny snują czasem marzenia o życiu w luksusie, pięknych sukienkach i wystawnych balach. Wtedy na ziemię sprowadza je mama, która sprawuje nad nimi opiekę. Z każdego wydarzenia radzi wyciągać naukę, mówi im o wartościach niematerialnych, które wzbogacają wnętrze, takich jak dobro, radość i prostota życia. Przypomina o nieustannej pracy nad swoim charakterem i walce ze swoimi słabościami i przywarami. Twierdzi, że niezwykle ważne jest, aby każda z dziewcząt należycie wykonywała swoje obowiązki domowe, bez narzekania i z wdzięcznością, za to co posiada. Niejednokrotnie podkreśla też godną pochwały, patriotyczną postawę swojego męża.
Trudno odmówić racji temu wszystkiemu, co mówi pani March, gdyż są to wartości uniwersalne, ponadczasowe, które nigdy nie powinny pójść w zapomnienie. Ich nagromadzenie jednak moim zdaniem sprawia, że treść książki ma ton mocno moralizatorski i przez to staje się miejscami nużąca. Sposób w jaki zachowują i odzywają się do siebie postaci bardzo odbiega od współczesnych standardów, ma się wrażenie że dziewczynki wpychane są w sztuczne ramy grzeczności i posłuszeństwa. Na każdym kroku pierwsze skrzypce gra dziewiętnastowieczna etykieta. Moim zdaniem książka może być ciekawa pod tym względem, że poznajemy realia i obyczajowość tamtych czasów. Nie mniej jednak cieszę się, że obecnie te zasady już nie obowiązują, zwłaszcza w przypadku „małych kobietek”.
EH
05
05.2020